Akcja Armii Krajowej Obwód Jasło, dzięki której doszło do przejęcia broni i amunicji z magazynów w Gamracie. Noc z 4 na 5 grudnia 1943 r.
kpt. Antoni Holik „Gazda” na jesień 1943 roku rozpoczął poszukiwania źródeł broni dla oddziałów partyzanckich. Spowodowane to było przede wszystkim chronicznym jej brakiem ale i tym, że dowództwo okręgu Kraków przesłało do inspektoratu rozkaz tworzenia i ubezpieczenia zrzutowisk dla odbioru zrzutów lotniczych dokonywanych przez samoloty startujące z bazy we Włoszech. Zrzutowiska zlokalizowane były na Łazach Bieździadeckich – „Jaskółka” oraz między Świerchową, Łajscami i Łężynami – „Jastrząb”. Zenon Sobota „Korczak” miał w zamiarze przeprowadzenie zbrojnej akcji na skład broni i liczył się ze starciem z dużo większymi siłami hitlerowskimi. Gazda wyperswadował Korczakowi ten pomysł ze względu na nieprzewidywalne skutki jakie akcja przyniosłaby okolicznej ludności, kiepskie zaopatrzenie oddziału w broń oraz trudności w rozproszeniu oddziału liczącego około 100 osób. Kpt. Holik zaproponował podstępne rozwiązanie.
Zresztą niech wypowie się sam:
Otóż w cale nie miałem zamiaru atakować frontalnie nawet z zaskoczenia, bo w każdej sytuacji byłby to nie równa walka, w której skazalibyśmy na porażkę i to być może tragiczna. Mój plan zakładał użycie fortelu i dotarcie do magazynu broni bez walki. Rozpoznanie składu ,,Gamrat” pozwoliło mi ustalić położenie, organizacje, skład osobowy i uzbrojenie ochrony obiektu, porządek dnia i zajęć, a w rezultacie wybór najlepszego wariantu możliwości dostania się do magazynu broni. Strzegła go rzeczywiście silna niemiecka kompania wartownicza w liczbie ok 200 żołnierzy, a obok na terenie znajdowały się baraki dla jeńców rosyjskich, którzy zgłosili akces do tworzonych oddziałów własowców (RONA). Byli oni selekcjonowani i szkoleni w licznie 500-600, – też już częściowo uzbrojonych. Ogrodzony płotem z drutu kolczastego obiekt stał w małym zagajniku okalającym budynki. Cały obiekt składał się z zakładów reperacyjnych broni (rusznikarskich) głównego i pomocniczego magazynu (broni oraz amunicji), a także bloków gospodarczych i koszarowych dla załogi. (…)
Miałem tam swojego człowieka chor., Tadeusza Szymańskiego ps. ,,Borys”, który pracował jako rusznikarz w budynku w którym mieścił się magazyn pomocniczy. Szymański był dowódcą sekcji żołnierzy AK pracujących na terenie obiektu ,,Gamrat”. Była to więc osoba kluczowa dla mojego rozpoznania. (…) Por. Szymański okazał się później wspaniałym Partyzantem i oddanym patriotą. Opracowałem dokładny scenariusz zamierzonej akcji, przewidzianej na noc z 4 na 5 grudnia 1943r. 4 grudnia to była sobota ,w którym to dniu cały garnizon z reguły udawał się samochodami na seans kinowy do Jasła.
Plan przedstawiłem Modrzejewskiemu jako lokalnemu dowódcy Obwodu Jasła. Nie miał zastrzeżeń (poza wspomnianym swoim udziałem). (…) Na wybranych do akcji naszych blisko 27 partyzantów pod moją komendą składały się 3 oddzielne OP z różnych miejscowości ; z Kołaczyc ,Dębowca (Świerchowej ) i z Warzyc. Koncentracja tych 3 OP w ciemnościach nastąpiła 4 grudnia 1943 r.-w sobotę ,ok. godziny 19 00 w lesie w rejonie Podzamcze – Kowalowy , po prawej stronie rzeki Wisłoka w rejonie wili Warchłowskiego .
Dopiero tam przeprowadziłem odprawę z całą grupą , w toku której rozdzieliłem zadania i zapoznałem zebranych z organizacją przedsięwzięcia . Mieliśmy bezszelestnie całą grupą cofnąć się z Podzamcza ,przeskoczyć szosę i podejść w górę rzeki w kierunku mostu pilnowanego przez wartę niemiecką ,ale nie dochodząc do niego (ok.300-350 m. przed mostem ). Tu następowało rozdzielenie grupy na dwa oddziały .Jeden większy liczbowo miał zostać za rzeką pod dowództwem sierż .Jana Betleja ps. ,,Rafałek” (dowódca plutonu z Warzyc ). Był to oddział tzw. nosicieli, zapewniający transport broni przez rzekę . Drugi ,liczący chyba 12 ludzi ,pod moją komendą z Antonim Zawadzkim i Józefem Modrzejewskim ,miał przekroczyć wpław rzekę Wisłoka w możliwie najpłytszym odcinku koryta ,o szerokości jednak 35 -40 m. Na mój sygnał świetlny ,,Borys ” miał potwierdzić latarką od wewnątrz obiektu ,że ogrodzenie zostało przecięte i wszystko jest w porządku . Akcja przebiegała zgodnie z planem.
Brzeg rzeki okazał się wysoki ,stromy i oblodzony .W idealnej ciszy pierwsza grupa zapuściła się w wodę ,bo bród był prawie nie zamarznięty .Woda piekielni zimna sięgała poniżej ud .Temperatura powietrza wynosiła ok.- 10 C. Powoli posuwaliśmy się w stronę miejsca ,gdzie czekał sier. Szymański ,,Borys” w przejściu rozciętego ogrodzenia .Bezszelestnie przeszliśmy laskiem od tyłu budynku magazynu pod drzwi do kotłowni . Cały oddział Niemców z wyjątkiem warty był rzeczywiście nieobecny i miał wrócić około północy . Odczekaliśmy ,aż patrol obejdzie obiekt planowo (ok co dwie godziny) Stałą drogą , między ogrodzeniem a obiektem i wrócić na wartownie . Z boku budynku ,20 m. od wejścia do magazynu od strony rzeki ubezpieczał akcję por. Józef Modrzejewski ustawiony w krzakach , zaledwie jednym pistoletem maszynowym Bergmana z 2 magazynkami, bo więcej nie mieliśmy . Niestety, niewiele to dawało w razie zaatakowania .Za Modrzejewskim ukryło się tych sześciu bez broni ,którzy mieli odbierać broń wydawano z magazynu i przenosić ją do ogrodzenia przy rzece ,gdzie zdobycz przejmowała grupa ,,nosicieli” na drugą stronę rzeki . Grupa wchodząca do wewnątrz magazynu składała się z 5 ludzi (ppor. A .Zawadzkiego ps. ,,Teresa ”, sier. T Szymańskiego ps. ,,Borys”, kpr. E .Tomaszewskiego ps ,,Korzeń”, L. Ligary ps. ,,Mały” i mnie . Każdy miał tylko broń krótką .Gdyby nas Niemcy odkryli wysiekliby tę całą grupę bez trudu . Drzwi od kotłowni Szymański otworzył posiadanym kluczem. Drugie drzwi do magazynu miały wykręcone śruby na zawiasach, tak że ich otwarcie nie sprawiło nam trudności . Szymański co chwila dokładał do pieca CO ,aby ochłodzenie wnętrza budynków nie zwróciło uwagi Niemców . Nastąpiło teraz pośpieszne wydawanie broni z magazynu na zewnątrz i przenoszenie jej wahadłowo przez grupę Modrzejewskiego ,a potem kilkunastu ludzi oddziału ,,nosicieli ”czekających już po naszej stronie rzeki przy ogrodzeniu. Ci ostatni kolejno przenosili broń za rzekę i składowali blisko szosy, gdzie sier. Betlej segregował ją i przydzielał do dalszego niesienia w marszu odwrotowym. Pracowaliśmy w ciszy bardzo sprawnie . Prawie cala broń możliwa do uniesienia była już po drugiej stronie rzeki , gdy na drodze pokazały się reflektory pojazdów jadących od strony Jasła . To nadjeżdżały samochody zwracającymi żołnierzami niemieckimi . Musiała dobiegać północ .Niebawem , rozśpiewani i rozweseleni , być może podpici , zaczęli wchodzić z drugiej strony budynku na piętro do swoich sypialni. Byliśmy w środku i zdążyliśmy główne drzwi kotłowni zablokować od wewnątrz . Był to przykry moment , bo jeden żołnierz zaczął dobijać się do kotłowni dla sprawdzenia pieca c.o. Gdy odszedł ,z magazynu szybko wyszedł ,,Borys”. Po chwili dał nam znak ,że nie ma nikogo, więc wyskoczyliśmy na zewnątrz i dalej do rzeki . Wypadliśmy tym razem na oślep w głęboką wodę po ramiona , ale jakoś przeszliśmy , przyłączając się do czekającego oddziału .
Mróz był ostry ,zimno, że nie daj Boże ,ale nam w tym momencie było ciepło. Szybko odrywaliśmy się od brzegu. Całą grupą wycofywaliśmy się ,przekraczając w ciemnościach drogę, tak aby nas nie dostrzeżono z mostu- odległego zaledwie o 250 metrów. Mogli nas ostrzelać .Na szczęście ,zajęci powrotem kolegów ,niczego nie zauważyli .Dzisiaj podobno most ten jest w innym miejscu .
Nieśliśmy ciężkie i lekkie karabiny maszynowe niemieckie i jeden sowiecki (wszystkie 3 z taśmami z nabojami ),15 niemieckich pistoletów maszynowych,15-20 karabinów 10 pistoletów kal.9mm, chyba 100granatów zaczepnych i obronnych ,rakietnice z nabojami ,skrzynki z amunicją i wiele rozmaitego oporządzenia wojskowego w tym m.n hełmy . Z tym piekielnym obciążeniem ( chyba do 30 kg na osobę),ale szczęśliwi, dopiero gdy przekroczyliśmy drogę, usłyszeliśmy alarm na wartowni .Szliśmy dalej wysoko w lesie ,gdy gdy na szosę wyjechały samochody z wojskiem ,kierując się w stronę Jasła . Zaczął padać śnieg ,a my maszerowaliśmy w przeciwnym kierunku w górę na Warzyce . W nocy Niemcy obawiali się zapuszczać w las . Głęboko w lesie w rejonie Warzyc , miałem przygotowaną doskonale zamaskowaną skrytkę ,wykopaną w opuszczonej stodole u zaufanego gospodarza ,dół na 2x2x2m.ze słomą i workami na broń . Przekładając naoliwione warstwy plandekami i sianem ,zasypaliśmy wszystko ziemią i ubiliśmy jak boisko . Już po dojściu do stodoły rozpuściłem większość oddziału ,a gdy ukryliśmy broń ,odesłałem resztę grupy ,ale uzbrojoną na wypadek spotkania Niemców . Broń tę mieli później zdać . Zanim zakończyliśmy zakopywanie broni ,Józek Modrzejewski ,Antek Zawadzki i Tadeusz Szymański poszli w kierunku Potoku do domu inż. ,,Ludwiczka” (małżeństwo Dankmayerów) na kopalni ,,Dobrucowa” ,jak , zakładali, na kilku dniowy wypoczynek. Była to nasza pewna melina. . Skończyłem z 12 osobową grupą,, Gieńka ”(Eugeniusza Tomaszewskiego) ze Świerchowej zakopywanie broni i później przeprowadziłem ich, obchodząc Jasło, w kierunku południowym, na Żmigród. Najpierw łatwo przekroczyliśmy zamarzniętą rzeczkę Jasiołkę w rejonie Zimnej Wody. Dalej była w Roztoku kopalnia gazu ziemnego z posterunkami ukraińskimi (Werkschutz), których rozkład rozprowadzania znałem i obok nich musiałem przeprowadzić oddział ,, Gieńka.” Gdy ich wyprowadziłem na znane drogi do Żmigrodu zostawiłem ich oddział i wróciłem, już mocno zmęczony, ponownie przez Jasiołkę. Brnąłem w zadymce po zapadającym się lodzie kilka kilometrów w górę rzeki obciążony dwoma pistoletami maszynowymi, dwoma krótkimi pistoletami i granatami.
źródło: Lech Dzikiewicz „Kapitan Holik mówi”
Jeśli dotarłeś z czytaniem do tego miejsca, to gratuluję. Poznałeś kawałek dobrej historii.
Pomnik
N 49° 46.236 E 021° 21.827