Po raz drugi do Szebni jeńcy radzieccy zostali przywiezieni, przez Niemców, w marcu 1944 roku,
zaraz po zamknięciu obozu pracy przymusowej dla Polaków i Żydów. Według raportów Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych III Rzeszy przesłanych do Czerwonego Krzyża wynika, że w kwietniu 1944 w obozie przebywało 8 130 jeńców. Zdecydowana większość z nich była niezdolna do jakiejkolwiek pracy. 5 196 było kalekich i chorych. Jednak liczby te, Stanisław Zabierowski poddaje w wątpliwość, gdyż w barakach nie zmieściło by się tak dużo ludzi. Mieszkańcy Szebni wspominali o liczbie około 2 000 – 3 000 jeńców. Anna Nowak, która była w obozie raz, wspomina, że nie wszystkie baraki były zajęte.
Komendantem obozu nr 325 w Szebniach został oberst (pułkownik),
którego nazwisko nie jest znane. Mieszkał on we dworze razem z swoim następcą – majorem. Straż obozową pełniła kompania 818 batalionu strzelców krajowych, reszta batalionu stacjonowała w Krakowie w obozie nr 369. Stosunek straży do więźniów, był o wiele lepszy niż w pierwszym okresie przebywania jeńców w Szebniach. Uzasadnieniem tego był fakt, iż sytuacja na froncie wschodnim nie wyglądała dla Niemców najlepiej. W czasie I obozu jenieckiego, armia niemiecka parła na wschód i brała ogromną ilość jeńców, w bieżącej chwili, wojska pierwszego Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej były już przy granicy polskiej. Teraz to ogromna liczba Niemców trafiała w ręce wojsk radzieckich. Inną rzeczą jest to, że Niemcom brakowało rąk do pracy, więc wykorzystywano jeńców do pracy na lotnisku w Moderówce i Krośnie, w warsztatach w Turaszówce, rafinerii w Niegłowicach oraz do Jasła, gdzie zajmowali się pracami porządkowymi.
W czasie istnienia drugiego obozu, poprawiły się warunki żywieniowe jak i sanitarne.
Jeńcy mieli możliwość kąpania się, czy zbierania ziół poza terenem obozu, co ważne – bez konwoju strażników. Zioła wykorzystywano w szpitaliku znajdującym się na terenie obozu. Dzięki braku straży, jeńcy częściej widywali się z mieszkańcami okolicznych wsi i otrzymywali od nich pomoc.
Mimo wszystko, jeńcy licznie umierali w obozie.
W celu grzebania zmarłych, zajęto pole Marcina Gacka leżące na północny zachód od obozu. Według jego relacji, grób miał szerokość 2 metrów, długi był na 24 metry i głęboki na około 2,5 metra. Niemcy grzebali zmarłych przed świtem lub po zmroku, by nie było świadków. Do czasu wysiedlenia Szebni, nie został on jednak całkowicie wypełniony zwłokami.
Obóz został zlikwidowany w lipcu 1944 roku,
gdy front wschodni zbliżał się do Jasła. Do Szebni, Niemcy sprowadzili dodatkowo jeńców z obozu w Olchowcach, którzy razem ze zdrowymi i zdolnymi do marszu wyruszyli na zachód. Na terenie obozu zostało około 300 jeńców niezdolnych do samodzielnego poruszania. W pomoc im, byli zaangażowani zarówno szebnianie z ks. Józefem Opiołą na czele, ale też młynarz z Jaszczwi. Wsparcie, jakie więźniowie otrzymali, pomogło im przetrwać do 13 sierpnia 1944. W tym dniu, teren Szebni został objęty pasem przyfrontowym i na terenie obozu zakwaterowano jednostkę artylerii polowej. Dowódca, obiecał zająć się jeńcami – jednak ograniczył się tylko do postawienia straży. Wyżywienie dla jeńców przekazywali w dalszym ciągu mieszkańcy Szebni, jednak w dniu 15 sierpnia razem z mieszkańcami innych wsi pasa przyfrontowego zostali wysiedleni.
Co stało się z jeńcami, nie wiadomo.
Kiedy po zakończeniu walk w okolicach Jasła (9 września 1944 r.) mieszkańcy Szebni wrócili do wsi, zastali częściowo zniszczone i spalone zabudowania obozu.
źródła:
Stanisław Zabierowski Szebnie: dzieje obozów hitlerowskich
fotografie:
fot. 1: Domena publiczna
fot. 2: własna
fot. 3: własna